Prawo Parkinsona mówi, że: „wykonywanie pracy można tak „rozciągnąć”, aby wypełniła ona czas dostępny na jej ukończenie”. Inaczej mówiąc, czas poświęcony na wykonanie danego zadania, wynosi dokładnie tyle, ile na niego przeznaczyliśmy.
A więc, jeżeli zaplanujemy sobie, że będziemy dane zadanie robić godzinę, to zajmie nam ono dokładnie godzinę. Jeżeli zaś zaplanujemy dwie godziny, to zajmie nam ono dwie godziny. Prawo Parkinsona mówi więc o kluczowym elemencie przy planowaniu zadań: określaniu granic ich realizacji. Jak najkrótszych, ale realnych.
A zatem:
Część osób lubi stosować zasadę Parkinsona wybierając strategię działania opartą na zjawisku zwanym „efektem studenta”. Polega ona na tym, że odkładamy zadanie (tak jak student naukę) aż do ostatniej chwili. Odkładamy zadanie doprowadzając do momentu krytycznego – kiedy, będąc „pod ścianą” musimy się maksymalnie zmobilizować, aby zdążyć zrealizować zadanie w krótkim czasie. Nie polecamy tej metody, szczególnie przy realizacji zadań naprawdę ważnych. Może się zdarzyć sytuacja, kiedy awaria, splot okoliczności uniemożliwi nam wykonanie zadania, a jeśli nawet uda nam się je zrealizować – to kosztem ogromnego napięcia i stresu.
Jeśli komuś się wydaje, że prawo Parkinsona służy do tego, żeby wyciskać z ludzi siódme poty, to jest w błędzie. Myślmy o tej zasadzie jako naszym sprzymierzeńcu: pozwala nam ona wykonać pracę w odpowiednim tempie i zakończyć ją z określonym efektem, oraz mieć czas na to, co jest dla nas ważne, a więc na przykład na odpowiedni odpoczynek, czy na spędzanie czasu z bliskimi osobami.